W trzydziestą rocznicę powstania CDK można już chyba trochę powspominać. Rozmowa z Františkiem Mikšem o fenomenie brneńskiego CDK i jego przedlistopadowych korzeniach

W tym roku przypada trzydziesta rocznica założenia Centrum Badań nad Demokracją i Kulturą (Centrum pro studium demokracie a kultury - CDK) z siedzibą w Brnie, jednej z najdłużej działających w Republice Czeskiej organizacji pozarządowych o charakterze edukacyjnym i badawczym i konserwatywnym profilu. Niedawno poinformowano jednak, że ten renomowany ośrodek zamyka swoje podwoje i będzie działać jako wydawnictwo. O CDK i jego historii rozmawiamy z jednym z jego założycieli, Františkiem Mikšem.

CDK ogłosiło niedawno, że kończy swoją działalność jako instytut badawczy i edukacyjny i będzie kontynuować działalność wyłącznie jako wydawnictwo. Dlaczego?

Właściwie jest to tylko oficjalne potwierdzenie faktycznego stanu rzeczy. CDK od jakiegoś czasu nie organizuje żadnych wydarzeń publicznych i nie ma w planach żadnych długoterminowych projektów, ani badawczych, ani edukacyjnych. Ostatnim dużym projektem, który realizowaliśmy, było opracowanie programów nauczania wiedzy obywatelskiej dla nauczycieli i uczniów szkół średnich. Projekt zakończył się w połowie 2021 r. Wiązał się z dużym nakładem pracy, tworzeniem programów nauczania, a następnie testowaniem ich w praktyce na uczniach i oczywiście z dużą biurokracją. Nie mieliśmy energii, ani czasu na dalsze projekty, wszyscy od dawna zajmowaliśmy się innymi rzeczami, które nie pozwalały nam w pełni skupić się na CDK. Nawet nasi młodsi koledzy nie byli już w stanie zająć się czymś większym, prawie wszyscy są zajęci gdzie indziej. Musieliśmy więc przyznać, że nadszedł czas, aby zakończyć działalność. Tak naprawdę rocznica trochę pomogła.

Nie jest wam przykro, zwłaszcza założycielom?

Nie bardzo, no może trochę, zależy jak na to spojrzeć. Dużo o tym rozmawialiśmy między sobą. Instytucja odniosła wielki sukces, mogę nieskromnie powiedzieć, jeden z największych tego typu sukcesów w tym kraju. Ale spełniła swój cel i trzeba iść dalej. Zdeněk Granát, jeden z czterech założycieli - jest typem staromodnego wydawcy z przełomu wieków, bardzo wytrwałego, jak Josef Florian - chce nadal wydawać książki, więc marka w jakiś sposób przetrwa w nazwie wydawnictwa, ale poza tym wszystko się kończy. Przenoszę magazyn Kontexty do wydawnictwa Books & Pipes, w którym będzie się nadal ukazywał. Redakcja pozostaje ta sama, bez zmian, wieloletni redaktorzy Standa Balík, Petr Fiala i Jiří Hanuš będą nadal tworzyć pismo. Chcemy utrzymać Kontexty w dotychczasowej formule, to czasopismo nas ciągle bawi i łączy, nadal wzajemnie komunikujemy się na jego stronach, wymusza na nas myślenie i pisanie, nawet gdy jest tak mało czasu. I motywuje nie tylko nas, ale także innych autorów do pisania dłuższych i bardziej złożonych tekstów, których już się prawie nie drukuje. Co więcej, dzięki magazynowi poznajemy wielu ciekawych ludzi, tak jak miało to miejsce w przeszłości, zwłaszcza gdy zaczynaliśmy.

Działalność wydawnicza jest nieodłącznie związana z CDK. Wydaliście dziesiątki różnych publikacji, w tym takie jak Rozważania o rewolucji we Francji Burke'a…

Nie dziesiątki, ale setki książek! Zdeněk Granát, który żyje i oddycha wydawaniem, od samego początku starannie numeruje książki, które wydał i teraz widzę na najnowszej książce numer 680. A to tylko książki! Gdyby dodać do tego różne czasopisma, które wydawaliśmy na przestrzeni lat (są grube, każde z nich ma objętość małej książki), myślę, że zbliżylibyśmy się do tysiąca. W ciągu trzydziestu lat w zaledwie kilka osób, nie jest to zły wynik, jak sądzę. Wystarczy zajrzeć na dowolny wydział humanistyczny i zobaczyć, co znajduje się w tamtejszych bibliotekach, z czego korzystali i nadal korzystają. Do tego dochodzą setki wykładów i wszelkiego rodzaju wydarzeń publicznych, długotrwałe projekty edukacyjne, seminaria...

Mimo to, przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi CDK było w sieciach społecznościowych oczerniane za korzystanie z dużych dotacji i właściwie nadal to się pojawia od czasu do czasu. Wiele osób widziało na przykład ostatnio chaotyczne wideo Andreja Babiša, w którym krytykował on kampanię premiera Fiali Restart Czech i ponownie przyłożył CDK za rzekome branie pieniędzy na szereg projektów.

Tak, Andrej Babiš od dłuższego czasu próbuje w ten sposób zdyskredytować Petra Fialę, a tym samym całe CDK i naszą wieloletnią działalność. To kolejne z jego kłamstw, jego styl walki politycznej. Ale w tym przypadku być może nie jest to nawet celowe kłamstwo z jego strony. Prawdopodobnie sam w to wierzy. Ze swoją drapieżną mentalnością i półanalfabetyzmem nie jest w stanie zrozumieć tego, co my w CDK budowaliśmy przez tyle lat. Takie rzeczy nie mają miejsca w jego świecie i myśleniu. Dlatego pewnie uważa, że CDK to tylko jakiś przekręt i pralnia pieniędzy dla Petra Fiali, coś jak jego reklamy na Bocianim Gnieździe czy zakup obligacji koronowych Agrofertu. To jego prawdziwy świat, którego miarą mierzy wszystko. Sądzi po sobie i chce ściągnąć Fialę do swojego poziomu. Wszystkie plotki na temat CDK pochodzą z bardzo wątpliwych źródeł, niektóre z nich prawdopodobnie opłacane są przez Rosję. Media głównego nurtu uchroniły się przed ich podchwyceniem, ale z Babišem jest inaczej, on ciągle to powtarza. Jednak to przede wszystkim nasza praca świadczy o nas i fakt, że przeszliśmy wiele dokładnych kontroli i audytów bez żadnych problemów. A Babiš ma na koncie sprawy o oszustwo i miażdżące audyty.

Przewróćmy więc strony do początku tej historii. Kiedy powstało CDK i z jakich ideowych źródeł czerpało?

Powiedziałem już gdzieś, że CDK było w rzeczywistości małym cudem, ponieważ zgromadziło kilka osób, które były już zaangażowane w różne niezależne lub dysydenckie działania w czasach komunizmu i - co ważne i bardzo niezwykłe - wytrwały, aby pracować i przyjaźnić się ze sobą przez prawie trzy dekady, chociaż poziom zaangażowania zmieniał się u różnych członków grupy, gdy przyjmowali różne role. Ale wciąż byliśmy razem, w jakiś sposób troszcząc się o CDK. Myślę, że unikalne doświadczenie z czasów komunizmu było bardzo ważne, ale najważniejsze przyszło później, kiedy cenzura upadła i mogliśmy zacząć robić wszystko oficjalnie.

Czy mógłbyś opowiedzieć więcej o działalności w tamtym czasie i ewentualnie o powiązaniach ze słynnym podziemnym uniwersytetem w Brnie?

Tak, podziemny uniwersytet był kluczowy, ale nie był jedyną inspiracją, z perspektywy czasu widzę co najmniej cztery główne źródła. Ale zacznijmy od niego. Była to wyjątkowa seria tajnych wykładów i seminariów organizowanych w Brnie w latach 1985-1989 przez brytyjską Fundację Edukacyjną Jana Husa. Główną siłą napędową był nasz późniejszy przyjaciel Roger Scruton po stronie brytyjskiej oraz Jiří Müller, Petr Oslzlý i Mirek Pospíšil po stronie czeskiej. W ramach Uniwersytetu Podziemnego ponad trzy tuziny brytyjskich filozofów, politologów, pisarzy i artystów odwiedziło Brno i wygłosiło ponad sześćdziesiąt wykładów na różne tematy oraz prowadziło aktywne dyskusje z uczestnikami wykładów. Petr Fiala, który jest dwa lata starszy ode mnie, uczestniczył w Podziemnym Uniwersytecie od samego początku i dziś mówi, że pod pewnymi względami była to ważniejsza edukacja niż jakakolwiek szkoła, najważniejsza jaką kiedykolwiek otrzymał. Wysłuchałem tylko kilku ostatnich wykładów, ale zaraz po listopadzie 1989 r. byłem odpowiedzialny za redakcję ich wydania książkowego, więc dobrze je przestudiowałem i mogę potwierdzić, że bardzo wpłynęły one na nasze ówczesne myślenie. Argumentacyjnie i stylistycznie dopracowane teksty brytyjskich profesorów wydawały się objawieniem z innego świata w komunistycznej Czechosłowacji pełnej pustej ideologicznej paplaniny.

Dla mnie osobiście ważnym doświadczeniem okresu przed Listopadem 1989 r. było wydawnie samizdatowego czasopisma Střední Evropa – brněnská verze. Założyłem je z Františkiem Rychlíkiem w 1987 r. jako mutację istniejącego już wcześniej praskiego czasopisma samizdatowego Střední Evropa, z którego braliśmy najciekawsze teksty i uzupełnialiśmy je artykułami autorów z Brna, takich jak Milan Uhde, Petr Oslzlý i Zdeněk Rotrekl, a także interesującymi tłumaczeniami z zagranicy. Kolejne numery przepisywaliśmy na maszynie do pisania na matrycę i drukowaliśmy w domu na powielaczach; później otrzymaliśmy od praskiej redakcji maszynę do pisania z pamięcią, którą mieliśmy wówczas za szczyt techniki. Dystrybucja odbywała się poprzez przyjaciół i znajomych. To tutaj zdobywaliśmy pierwsze doświadczenia i nawiązywaliśmy kontakty z ciekawymi ludźmi, którzy nie bali się otwarcie mówić, co myślą o komunistycznym reżimie. Publikowaliśmy również samizdatowe książki, które powielało się dostępnymi wówczas środkami, głównie na powielaczu białkowym lub po prostu kopiując dziesięć egzemplarzy przez kalkę i oprawiając to ręcznie. Wciąż mam kilka takich książek ukrytych w redakcji. Organizowaliśmy też swego rodzaju zamknięte debaty, z których sporządzaliśmy pisemne relacje.

Innym ważnym doświadczeniem sprzed Listopada było wydawanie magazynu studenckiego Revue 88, w czym uczestniczył Petr Fiala. Grupa studentów uniwersytetu w Brnie rozpoczęła pracę nad czasopismem w 1987 roku, a jego pierwszy numer ukazał się wiosną następnego roku. Redaktorzy starali się informować czytelników bez cenzury i ideologicznych uprzedzeń o aktualnych wydarzeniach w polityce, kulturze i innych dziedzinach życia społecznego. Revue 88 różniła się od Střední Evropy i innych czasopism samizdatowych przede wszystkim tym, że w każdym numerze podawano pełne nazwiska redaktorów, w tym ich adresy domowe, a magazyn był wysyłany do ważnych osób z kierownictwa uniwersytetu, co wymagało dużej odwagi. Jednocześnie redaktorzy złożyli formalny wniosek o rejestrację pisma w Federalnym Biurze Prasy i Informacji. Była to niezwykła próba podważenia władzy państwa w sferze akademickiej przy użyciu oficjalnych środków i niewiele osób może sobie dziś wyobrazić panikę, jaką to wywołało wśród nauczycieli akademickich i różnych partyjniaków w tamtym czasie. Oczywiście czasopismo nigdy nie zostało zarejestrowane przez komunistów, a jego redaktorzy byli zastraszani i prześladowani, ale mimo to do listopada 1989 r. ukazały się cztery numery.

Wreszcie, CDK zostało ukształtowane przez cenne doświadczenie związane z publikacją chrześcijańskiego samizdatu (czasopismo Velehrad, rozpowszechnianie pisma Informace o církvi, czasopismo Sursum) i innych działań dysydenckich, które rozwinęły się zwłaszcza na glebie tak zwanego ukrytego (podziemnego) Kościoła, w kręgu działalności zakonów, np. dominikanów, a także ówczesnego politycznego już Ruchu na rzecz Wolności Obywatelskich (HOS). Powstała tu chrześcijańska platforma skupiająca działaczy chrześcijańskich, którzy starali się formułować i omawiać istotne kwestie społeczne i religijne na różnych spotkaniach i domowych seminariach. Jedną z wybitnych postaci tego kręgu był członek-założyciel CDK, Jiří Hanuš, którego dobrze znają czytelnicy Kontextów. W kręgach dysydenckich w Brnie w tamtym czasie dominowało przekonanie, że konieczne jest „połączenie sił”, ponieważ nie było ich zbyt wiele. W związku z tym konieczne było przezwyciężenie nie tylko presji komunistycznej, ale także pewnych wewnętrznych napięć, ponieważ niektórzy konserwatywni katolicy, na przykład, byli przeciwni współpracy z byłymi komunistami. Pod koniec lat 80-tych można było zobaczyć przy jednym stole ewangelika Jana Šimsę, katolika Radomíra Malego, marksistę Jaroslava Šabatę i aktywistkę o całkiem lewicowej orientacji, Hanę Holznerovą. Było to również środowisko, które w pewnym stopniu wpłynęło na działalność powstającego CDK.

Czy znaliście się już wtedy, to znaczy przed listopadem 1989 roku?

Jiříego Hanuša poznałem dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, ale Petr Fiala i ja spotkaliśmy się po raz pierwszy w czasach komunizmu, albo na podziemnym uniwersytecie, albo na tajnym spotkaniu redakcji Revue 88 i Střední Evropy, na którym próbowaliśmy zorganizować współpracę. Nie pamiętam, co było pierwsze. Zaczęliśmy intensywnie współpracować i przyjaźnić się po upadku komunizmu, kiedy Petr Fiala dołączył jako redaktor do magazynu Proglas, który zaczęliśmy wydawać po rewolucji jako następcę samizdatowej Střední Evropy. Wydawaliśmy to czasopismo przez jakiś czas w brneńskim wydawnictwie Atlantis, a następnie przez mniej więcej rok w praskim wydawnictwie Střední Evropa, ale żadne z nich nie działało zbyt dobrze. To był bardzo gorączkowy czas, wszystko ciągle się zmieniało, zwłaszcza dystrybucja ciągle się rozpadała. Potem przez jakiś czas działałem na własną rękę jako freelancer, ale i to nie okazało się dobrym rozwiązaniem. Tak więc pod koniec 1993 roku wraz z Petrem Fialą, Jiřím Hanušem i Zdeňkiem Granátem założyliśmy CDK, gdzie stopniowo udało nam się wszystko skonsolidować. Niewiele osób dziś wie, że CDK zostało założone głównie w celu wydawania magazynu Proglas (obecnie Kontexty), a reszta była dodawana stopniowo.

Jak CDK udało się przetrwać i skonsolidować w burzliwych latach 90-tych?

Byliśmy młodzi i entuzjastycznie nastawieni do wolności, ale przede wszystkim mieliśmy poczucie, że budujemy coś znaczącego, bo na przykład w zakresie nauk społecznych zaczynaliśmy niemal od zera. Ale te początki były naprawdę szalone. Zaczęliśmy drukować Proglas w dawnej drukarni Rudégo práva przy Placu Armii Czerwonej (obecnie Moravské náměstí), która była przestarzała technologicznie, a etyka pracy w niej była przerażająca. Numer składało się na gorąco, czyli odlewając go na maszynach linotypowych, korektę robiło się na szpaltach, a błędy poprawiano w drukarni, wymieniając poszczególne litery pęsetą. Maszyny stamtąd prawdopodobnie trafiły prosto do muzeum. To było strasznie pracochłonne, wyprodukowanie jednego numeru zajmowało dwa miesiące, a i tak trzeba było kierownikowi składu, Kolouchowi (wciąż pamiętam to nazwisko), włożyć pięć stów między okładki, żeby wszystko ruszyło. Na początku hurtownia książek zamawiała dziesięć tysięcy egzemplarzy każdego numeru i płaciła nam natychmiast, więc czuliśmy, że wszystko idzie dobrze. Pod koniec roku przysłali jednak zwrot, informację o niesprzedanych egzemplarzach za cały rok. I chcieli strasznie dużo pieniędzy z powrotem, ponieważ sprzedano tylko 1500 egzemplarzy każdego numeru, a reszta leżała gdzieś w magazynie. Nagle ówczesny redaktor, František Rychlík, zniknął w Ameryce i nigdy więcej się nie pojawił, zostawiając nas z długami. Petr Fiala i ja spłaciliśmy je w ratach, nie pamiętam dokładnie, ile to było wtedy, prawdopodobnie niewiele z dzisiejszego punktu widzenia, ale wtedy wydawało się, że to dużo pieniędzy. Kiedy założyliśmy CDK pod koniec 1993 roku, wszystko stopniowo się uspokoiło i zaczęliśmy działać profesjonalnie.

CDK było dość aktywne w analizowaniu prawodawstwa europejskiego. Jak to się stało, że think-tank, który koncentrował się na działaniach w sferze teorii, zajął się tą dziedziną?

To jest już zupełnie inna historia. Zawsze interesowaliśmy się Europą i Unią Europejską, ale masz rację, że na początku była to głównie praca teoretyczna. Na przykład w 2003 r. opublikowaliśmy prawie 800-stronicowy podręcznik autorstwa Petra Fiali i Markéty Pitrovej na temat Unii Europejskiej, który okazał się wielkim bestsellerem. Od tego czasu doczekał się on kilku zaktualizowanych wydań, na których wychowało się kilka pokoleń studentów stosunków międzynarodowych i europeistyki. Po przystąpieniu do UE w kwietniu 2004 r. zajęliśmy się bardziej prawodawstwem. W tym okresie współpracowaliśmy już od pewnego czasu z posłem Hynkiem Fajmonem, dla którego świadczyliśmy usługi analityczne na różne tematy związane z czeskim ustawodawstwem. Zaowocowało to szeregiem opinii, analiz i przykładowo projektem ustawy o odszkodowaniach dla ofiar okupacji Czechosłowacji przez wojska Układu Warszawskiego. Współpraca układała się dobrze, a kiedy Hynek został wybrany do Parlamentu Europejskiego w maju 2004 r., kooperacja przeniosła się na poziom europejski. Pamiętam, że siedzieliśmy wtedy razem i zastanawialiśmy się, jak wykorzystać fundusze dostępne dla niego jako europosła. Nie chcieliśmy już tylko publikować książek i wygłaszać wykładów, chcieliśmy czegoś więcej. Przyszło mi wtedy do głowy, że pieniądze można by wykorzystać, zatrudniając w CDK na pełny etat dwóch świeżo upieczonych absolwentów europeistyki, którzy mogliby w pełni poświęcić się studiowaniu i analizowaniu UE, tak abyśmy mogli dogłębnie zrozumieć jej strukturę i działanie. Hynek przyjął to z entuzjazmem i powiedział, że powinna to być głównie analiza prawodawstwa europejskiego, aby nasi politycy, a zwłaszcza nasze firmy, wiedzieli z wyprzedzeniem, co się dzieje w UE i na co powinni się przygotować. Przeprowadziliśmy w CDK konkurs, bezapelacyjnie wygrał go Ondřej Krutílek, który następnie pracował w CDK przez bardzo długi czas i jest obecnie bez wątpienia jednym z największych ekspertów w dziedzinie prawodawstwa europejskiego. Jest doradcą premiera Fiali w kwestiach europejskich i będzie kandydował do PE w przyszłym roku, więc mam nadzieję, że odniesie sukces. Petra Kuchyňková, która również pracowała w CDK przez bardzo długi czas, stała się uznanym ekspertem, który wykłada na Wydziale Stosunków Międzynarodowych i Studiów Europejskich Uniwersytetu Masaryka. Unia Europejska była wówczas bardzo ekscytującym tematem, byliśmy nowicjuszami i stopniowo poznawaliśmy nie tylko jej niezaprzeczalne zalety, ale także wiele problemów, z którymi ta instytucja się borykała i nadal boryka.

A jak trafiły do was projekty związane z transformacją demokratyczną?

Prawdopodobnie dlatego, że CDK wydawało się wówczas idealnym miejscem na takie projekty. Mieliśmy duże doświadczenie i przeszliśmy przez wszystkie etapy przejścia do demokracji i rozwoju niezależnej działalności obywatelskiej: nielegalne początki dysydenckie pod koniec lat 80-tych, gorączkowe lata „po rewolucji”, po listopadzie 1989 roku, stopniową konsolidację pod koniec lat 90-tych i przygotowania do przystąpienia do Unii Europejskiej na początku XXI wieku. Myślę, że odnieśliśmy sukces w większości konkursów na świadczenie tego typu usług głównie dlatego, że aktywnie przeżyliśmy cały proces przejścia do demokracji.

Było kilka powodów naszego entuzjazmu dla projektów transformacyjnych w tamtym czasie. Po pierwsze, mieliśmy doświadczenie z podziemnego uniwersytetu i czuliśmy, że powinniśmy jakoś się odwdzięczyć, czy raczej przekazać je dalej. Pamiętam, jak podczas tych podziemnych wykładów zastanawiałem się, co mogło skłonić szanowanych brytyjskich profesorów do przedarcia się przez pół Europy do komunistycznej Czechosłowacji – ryzykując różne nieprzyjemności, przesłuchania i wydalenie - tylko po to, by potajemnie wykładać w prywatnym mieszkaniu dla małej grupy dziwnie wyglądających intelektualistów. Czego tak naprawdę po tym oczekiwali? W tamtym czasie wydawało się to daremnym wysiłkiem. Dopiero znacznie później stało się jasne, jak bardzo był on skuteczny i na jak wiele ważnych osób wywarł decydujący wpływ. Przez podziemny uniwersytet przewinęło się wielu przyszłych nauczycieli akademickich, kilku przyszłych rektorów, a nawet obecny premier. Miało więc sens, abyśmy spróbowali zrobić coś podobnego. Oczywiście było to jakieś piętnaście lat po listopadowej rewolucji i byliśmy spragnieni wrażeń i przygód, a gdzie indziej ich szukać, jak nie na wschodzie.

Nasze zainteresowanie Ukrainą, procesami zachodzącymi w jej polityce wewnętrznej i zagranicznej było zrozumiałe. Wynikało z bliskości geograficznej i w dużej mierze z podobnych doświadczeń historycznych i politycznych w ramach komunistycznego bloku wschodniego, a także z częściowo wspólnej przeszłości w przypadku zachodniej Ukrainy. A przede wszystkim, w owym czasie działo się tam coś fundamentalnego - Pomarańczowa Rewolucja i całe późniejsze zamieszanie. Nie działaliśmy jednak na zachodniej Ukrainie, ale na wschodniej, gdzie nastroje były znacznie bardziej prorosyjskie. Na naszą „siedzibę główną” wybraliśmy Charków, który znajduje się blisko granicy z Rosją, a w tamtym czasie był (i mam nadzieję, że nadal jest) miastem partnerskim Brna, więc nasz ratusz był bardzo pomocny i wspomógł nas w wielu sprawach, które w innym przypadku stanowiłyby problem.

Jakie były największe przeszkody, które napotkaliście w tamtym czasie na Ukrainie?

Początki nie były łatwe, ponieważ kiedy zaczynaliśmy na Ukrainie w 2006 roku, trwał kryzys polityczny i gospodarczy, wszystko było w kompletnym chaosie. Bankomaty były puste i można było z nich wyciągnąć tylko trochę drobnych, nic normalnie nie działało, nikt nie ufał płatnościom na fakturę, wszystko trzeba było opłacać gotówką - hotele, salę wykładową, jedzenie, transport, wszystko. Więc kiedy przylecieliśmy tam po raz pierwszy, w zasadzie przemyciliśmy pieniądze, podzieliłem je między wykładowców, myślę, że było nas ośmiu, a kiedy dotarliśmy do Charkowa, zebraliśmy je razem i z tego płaciliśmy za wszystko. Potem każdy grosz musiał być rozliczony z ministerstwem, a pogodzenie wschodniego bałaganu z naszą biurokratyczną machiną nie było łatwe. Mojej koleżance, Katce Hlouškovej, na lotnisku żołnierze z karabinami maszynowymi wymazali siłą zdjęcia z aparatu, bo ośmieliła się coś tam sfotografować, nocami ładowały nam się do pokojów prostytutki, to znaczy do pokojów męskiej części zespołu, oczywiście na darmo. Osobliwości było wiele, ale stopniowo wszystko się uspokoiło. Szczególnie studenci byli wspaniali, naprawdę chętni do nauki, pragnienie zmian wśród młodych było tam wyczuwalne, nawet jeśli panował ogólny sceptycyzm co do tego, czy są one w ogóle możliwe. Pamiętam, że niezależnie od wykładu i późniejszej dyskusji na jego temat, zawsze kończyło się na tym samym – na wszechobecnej korupcji. To naprawdę niepokoiło młodych ludzi, a my powtarzaliśmy im, że ta sprawa wymaga czasu i że pierwszym dobrym znakiem jest to, że są świadomi problemu i o nim mówią.

Powoli dochodzimy do projektów realizowanych przez was w Birmie. O co w tym wszystkim chodziło i dlaczego ten rozdział waszej działalności jest tak często przedmiotem ataków różnych dezinformatorów?

Tak, to ciekawe, że w kontekście projektów transformacyjnych CDK przed wyborami nie mówiło się o Ukrainie, a jedynie o Birmie, choć tu odgrywaliśmy znacznie mniejszą rolę: administratora i okazjonalnych trenerów online. Ale Birma brzmi egzotycznie, a przez to podejrzanie i pewnie dlatego została przywołana. Należy jednak spojrzeć na nią w szerszym kontekście. Jak zapewne wielu czytelników pamięta, na początku 2011 roku oficjalnie zakończyła się długotrwała dyktatura junty wojskowej w Birmie, ustanowiona po zamachu stanu w 1988 roku, a kraj rozpoczął swoją niepewną drogę do demokracji. Zrozumiałe jest, że uwaga głównych graczy polityki zagranicznej, zwłaszcza Ameryki, a także wielu instytucji zajmujących się prawami człowieka, skupiła się na tym kraju. Komórka zajmująca się transformacją demokratyczną w czeskim MSZ podążała za tym trendem nieco bezrefleksyjnie i efektem ubocznym było oczywiście to, że Ukraina zeszła na dalszy plan i prawdopodobnie dlatego nie mogliśmy już znaleźć pieniędzy na kontynuację naszego projektu.

Propozycja objęcia patronatu nad projektem w Birmie przyszła od Igora Blaževiča, który jest bez wątpienia jednym z najbardziej szanowanych działaczy na rzecz praw człowieka i jest zaangażowany w Birmie od dłuższego czasu. Prawdopodobnie wybrał nas, ponieważ mieliśmy wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu projektu na Ukrainie i napisaliśmy podręczniki i programy nauczania, które następnie zaadaptowaliśmy i przetłumaczyliśmy na język angielski. Igor w zasadzie wykopał projekt w Birmie z ziemi, a także wykonał uczciwą pracę, mieszkając tam przez pięć lat i prowadząc centrum szkoleniowe, przez które przeszły setki osób, które potem zajmowały bardzo ważne stanowiska publiczne. Więc w tym przypadku to raczej czapki z głów dla niego za jego odwagę i zaangażowanie.

Nawiasem mówiąc, cały projekt został dokładnie skontrolowany cztery razy (!) i okazał się bez zarzutu pod każdym względem. I o ile dobrze pamiętam, właściwie dołożyliśmy do całego projektu, jak się policzyło wszystkie koszty i pracę, którą włożyliśmy. Postrzegaliśmy go przede wszystkim jako wsparcie bardzo dobrej i oddanej pracy Igora Blaževiča. Dlatego jest to dla mnie tym bardziej obrzydliwe; to, jak wszystko zostało przeinaczone i wykorzystane w kampanii wyborczej.

A szkolenie birmańskich kobiet, o którym drwiąco wspominano?

To był tylko jeden rok; projekt został napisany przez Igora i był prawdopodobnie ukłonem w stronę ideologii gender, która teraz jest chyba obowiązkowa. Myślę, że wygląda to mniej więcej tak: przez kilka lat prowadzisz z powodzeniem ośrodek szkoleniowy, w dodatku w problematycznym kraju i na dość grząskim gruncie, a tu pojawiają się „oświeceni” biurokraci nawiedzeni genderowo i mówią ci, że właściwie wszystko jest w porządku, ale musisz szkolić więcej kobiet i że najlepiej, żeby to było w tytule projektu. Cóż zrobić? Aby centrum szkoleniowe przetrwało i otrzymało pieniądze na następny rok, po prostu dajesz to do projektu, łącznie z nazwą. Kobiety zresztą były tam od samego początku, wcale nie było ich tak mało, Igor by pewnie o tym opowiedział najlepiej, ale trzeba to było jakoś publicznie wyeksponować, żeby jakiś obowiązkowy krzyżyk gdzieś dało się wstawić. A potem, kiedy wyrwie się to z kontekstu, wszystko brzmi oczywiście dość komicznie, jakieś podejrzane szkolenie kobiet w Birmie. Ale to, co jest naprawdę komiczne, to nasza epoka nawiedzona ideologią gender, z jej gorliwymi gryzipiórkami. Niczego więcej się tam nie doszukujmy.

Dlaczego niektóre osoby i działania przeniosły się z CDK do think-tanku Pravý břeh?

Zawsze postrzegaliśmy CDK jako instytucję badawczą i edukacyjną i chcieliśmy, aby taką pozostała. Mimo że miała ona prawicową orientację i zawsze uważnie śledziliśmy politykę, nigdy nie byliśmy w politykę bezpośrednio zaangażowani. W dodatku w czasie, gdy Petr Fiala wszedł do polityki i został przewodniczącym ODS w styczniu 2014 r., realizowaliśmy kilka projektów, w których brało udział kilka ośrodków uniwersyteckich i które były również współfinansowane ze źródeł publicznych. Nie chcieliśmy, a właściwie nie mogłem, łączyć polityki z działalnością badawczą i edukacyjną. Jeśli chcieliśmy jakoś pomóc Petrowi Fiali i w partii i w prezentowaniu się na zewnątrz, musieliśmy stworzyć do tego jakąś inną platformę. Ostatecznie przejęliśmy stowarzyszenie Pravý břeh (łącznie z nazwą), które kiedyś zostało założone przez Ondřeja Ryčla, Sašę Vondrę i kilka innych osób jako forum dyskusyjne i magazyn internetowy, ale później nie było już używane. Stopniowo przekształciliśmy go w think-tank wspierający Petra Fialę. Praca pochłonęła nas tak bardzo, że nie było już czasu na działalność edukacyjną i badawczą w CDK. Ale jak powiedziałem, nic się nie kończy, CDK spełniło swoją rolę, a my, założyciele i nasi przyjaciele, idziemy dalej razem. Również Kontexty, nasz okręt flagowy, płynie dalej. Dodając trzy lata w samizdacie, w przyszłym roku wydamy trzydziesty ósmy rocznik. A to już chyba jest jakaś tradycja!

Rozmowę przeprowadził Jan Hroudný

Tłumaczył Artur Wołek

 

 

Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Forum Polsko-Czeskie 2023”. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.