Petr Mach, Przygotujmy się na rozpad strefy euro

  • Drukuj

Polskę i Czechy łączy to, iż nie należą do strefy euro mimo że zobowiązały się w roku 2004 do przyjęcia euro w traktatach akcesyjnych. W UE tylko dwa kraje – Wielka Brytania i Dania – wynegocjowały opt-out i bez ich zgody Unia nie może podjąć decyzji o wprowadzeniu u nich euro.

Euro zostało przyjęte pospiesznie, większość państw założycielskich eurolandu nie spełniało któregoś z kryteriów z Maastricht, kryteriów, które te same kraje wcześniej ustaliły. Grecja nie wypełniała żadnego.

Fakt, że nie jesteśmy w strefie euro musimy uznać za szczęście. Ma ona bowiem wielkie problemy, a jej członkowie pogrążają się w gąszczu wzajemnych zobowiązań w wysokości setek miliardów euro. Problem zadłużenia części krajów rozwiązuje się poprzez wypuszczanie kolejnych obligacji  gwarantowanych przez poszczególne państwa.

 Unia walutowa nie przeżyje bez unii fiskalnej

Jedna waluta na dużym obszarze powoduje zawsze dużą nierównowagę ekonomiczną. Gdy nie ma już waluty, która mogłaby ulec osłabieniu w sytuacji, gdy spada eksport i wydajność gospodarki, traci się konkurencyjność i rośnie bezrobocie. Wzrost bezrobocia i spadek dochodów podatkowych oznaczają pogłębianie się deficytu budżetowego państwa.

 

W ramach państwa narodowego ta nierównowaga makroekonomiczna jest kompensowana poprzez wspólny budżet. Gdy w jednym regionie Republiki Czeskiej, powiedzmy w Kraju Śląsko-Morawskim rośnie bezrobocie, albo gdy pracownicy wyjeżdżają z Moraw za pracą do Pragi, na Morawach zbierze się mniej podatków i wypłaci więcej zasiłków dla bezrobotnych. Jednak Morawy z tego powodu nie zadłużą się, gdyż podatki i świadczenia społeczne płaci się za pośrednictwem wspólnego, ogólnopaństwowego budżetu.

Innymi słowy, na dłuższą metę unia walutowa może działać tylko jeżeli równocześnie istnieje unia fiskalna. Stany Zjednoczone są unią walutowa i fiskalną. Jest nią Wielka Brytania, podobnie Czechy, Polska itd. Tylko strefa euro jest eksperymentem – unią walutową bez unii fiskalnej.

Politycy europejscy wiedzą, że stoją przed wyborem: albo dopuszczą do rozpadu strefy euro, albo stworzą z niej unię fiskalną. Angela Merkel przeforsowała traktat, który wcześniej nazywała Paktem Fiskalnym. Zobowiązuje on jednak kraje strefy euro tylko do zmierzania w stronę zrównoważonego budżetu. Nie jest to jednak unia fiskalna.

Samo zobowiązanie do posiadania zrównoważonego budżetu jest bezwartościowe, gdyż dziś nie usunie przyczyny deficytów, tudzież nie istnieje mechanizm egzekwowania takiego zobowiązania. Wbrew temu, że kraje strefy euro Pakt Fiskalny podpisały i ratyfikowały, obecny deficyt budżetowy Hiszpanii i innych krajów eurolandu wynosi około 8 procent PKB. Żaden traktat nie jest w stanie tego zmienić.

Gdy dziś młody Grek wyjedzie do pracy w Niemczech, zacznie płacić podatki i składki na ubezpieczenie społeczne w Niemczech. Państwo greckie musi jednak nadal wypłacać emerytury i zasiłki dla bezrobotnych na swoim terytorium. Gdyby opodatkowanie płac i wypłata emerytur były w kompetencji Brukseli, w Grecji nie powstałby żaden deficyt. Bruksela pobrałaby od Greka taką samą kwotę bez względu na to, czy pracowałby w Grecji, czy w Niemczech i wypłaciłaby emerytury. Gdyby Grek nie wyjechał za pracą i został u siebie na zasiłku, wypłacała by go Bruksela z pieniędzy zebranych od pracujących w Niemczech.

 Strefa euro zmierza ku rozpadowi

 

Prawdziwej unii fiskalnej chyba nikt sobie w Europie nie życzy. Zbyt widoczne byłoby, że jedni na stałe dopłacają do drugich. Nie jest więc realistyczne oczekiwanie, że strefa euro zmieni się w prawdziwą unię fiskalną, że państwa narodowe zrzekną się kontroli nad podatkiem dochodowym, systemem zasiłków i emerytur, czy poborem składek na ubezpieczenie społeczne. Wielomiliardowe pożyczki dla Grecji, Portugalii i Irlandii nie zostaną spłacone, a kraje eurolandu po kolei będą traciły zdolność lub ochotę udzielania dalszych pożyczek, poręczeń, dokonywania transferów.

 

Problem z emisją nowych obligacji może szybko dotknąć Hiszpanię, Francję, Włochy i Belgię. Przybywa potrzebujących, a ubywa tych, którzy na pożyczki i poręczenia się składają. Gdy tylko zabraknie państw, które pożyczyłyby nadmiernie zadłużonym krajom środki na zapobieżenie bankructwu, bankrutującym gospodarkom nie pozostanie nic innego, jak powrócić do walut narodowych. Odnowiony bank centralny, który wyemituje pieniądze i kupi państwowe obligacje, będzie dla nich jedynym ocaleniem.

Nie bójmy się więc rozpadu strefy euro. W Europie prawdopodobnie wkrótce znowu przybędzie kilka nowych walut, wbrew temu, że politycy mówią, iż będą ratować euro za każdą cenę. Ograniczenie euro do Niemiec i kilku jego sąsiadów nie będzie jednak dla Polski i Czech żadną katastrofą. Odwrotnie.

Euro ma dziś wobec korony, czy złotego wartość, która jest swego rodzaju średnią wydajności strefy euro. Można oczekiwać, że nowe waluty południowej flanki Europy będą słabsze, a niemieckie euro będzie silniejsze. Potanieją więc nasze urlopy na południu i potanieje nasz eksport do Niemiec. Dla naszych gospodarek rozpad euro będzie oznaczał impuls wzrostowy w gałęziach nastawionych na eksport. Towary znowu będą mieć wartość normalną, nie sztuczną.

Zakończenie

Powinniśmy bronić się przed wprowadzeniem w naszych krajach euro i likwidacją korony czy złotego. Trzeba koniecznie zapobiec temu byśmy się stali częścią chaosu i gmatwaniny wzajemnych transferów i poręczeń.

 

W chwili obecnej konieczne jest, by oba nasze kraje nie zależały od pożyczek do czasu aż rozkład euro w pełni się ujawni. Dlatego należy zalecić jak najszybsze gospodarowanie w oparciu o zrównoważony budżet i przyjęcie efektywnej ustawy konstytucyjnej o obowiązku równoważenia budżetu.

 

Petr Mach – wykładowca finansów i ekonomii w dwóch prywatnych szkołach wyższych w Pradze - VSEM i VSFS, w latach 1999-2009 pracownik, a potem dyrektor think tanku Centrum pro Ekonomiku a Politiku (CEP) i doradca gospodarczy prezydenta Václava Klausa (2003-2007). Od 2009 r. lider pozaparlamentarnej Partii Wolnych Obywateli.

 

Tłumaczył Artur Wołek