Stanislav Balík, Czeski antyklerykalizm wiecznie żywy?

Zdominowany przez koalicję socjaldemokratów i komunistów sejmik kraju południowoczeskiego proponuje, aby państwo opodatkowało rekompensaty finansowe przyznawane Kościołom za majątek, którego nie odzyskały w procesie restytucji mienia. Zgodnie z tą samą zasadą, jeśli ktoś wam coś ukradnie i po półwieczu przypadkiem zostanie zmuszony do zwrotu skradzionej rzeczy, będziecie musieli mu zapłacić.

            Równolegle z tą propozycją, w pełni zgodną z postulatami IX zjazdu Komunistycznej Partii Czech i Moraw w kwietniu tego roku (czyżbyśmy znów żyli w czasach, kiedy spełniamy żądania zjazdu bolszewików?), podobny wniosek przygotowała członkini rządu – minister rozwoju regionalnego Karla Šlechtová, nominowana przez Andreja Babiša. Nie próbuje ona już nawet udawać, że chodzi o opodatkowanie, ale wprost mówi o nacjonalizacji – na razie tylko obszaru Praskiego Hradu. Uderza w ten sposób w rzekomo nienasycony Kościół i posługuje się argumentem, że chodzi o bezpieczeństwo prezydenta Republiki. Nikt nie zwraca uwagi na to, że przy tej okazji, nacjonalizacji uległyby też niektóre majątki prywatne (chodzi o Lobkowiczów). Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.

            Społeczeństwo powinno w przypadku podobnych propozycji zachować czujność – jeżeli dzisiaj wzywa się do nacjonalizacji majątku kościelnego, to ile czasu upłynie, zanim ktoś poczuje chętkę na strugarkę stolarza, prasę introligatora, albo zydelek szewca?

            Smutne, że obie propozycje nie wzbudzają w społeczeństwie większego oporu, a wręcz odwrotnie, stykają się z pozytywnym przyjęciem. Znów – po raz który już? - widzimy, że łatwym sposobem zyskania poklasku w narodzie czeskim jest zaatakowanie Kościołów, zwłaszcza tego największego, katolickiego. Bez większego wysiłku przypominają się nam użyteczne słowa-wytrychy: Hus, inkwizycja, czarownice, krucjaty, zachłanność, odpusty... Często myślimy, że kluczowym okresem dla zakorzenienia się  antyklerykalizmu w czeskim społeczeństwie były cztery dekady komunizmu. Cała kwestia jest jednak bardziej skomplikowana. W rzeczywistości bowiem to już istniejący silny antyklerykalizm pozwolił czeskim komunistom na znacznie bardziej nieprzejednane niż w Polsce czy na Węgrzech działania wobec Kościoła i wiernych. Polityka, którą wdrażali komuniści, nie narodziła się po roku 1948, ale przeciwnie, nawiązywała do dawnych marzeń i dążeń czeskich antyklerykałów. Pierwsze jasne aluzje antyklerykalne pojawiły się w programie młodoczechów już przed wyborami do parlamentów krajowych w roku 1874. Wiele lat przed rokiem 1918 partie postępowe żądały, aby państwo wymogło na Kościele używanie w  liturgii języka narodowego i zniesienie celibatu. Nie chodziło zatem o apel skierowany do Kościoła, ale o żądanie od państwa, aby to ono samo – z pominięciem wstecznego Kościoła – zadziałało w tej kwestii. W podobnych duchu utrzymane było żądanie likwidacji „klasztornictwa“, czyli likwidacji zakonów. Nie, nie chodzi o rok 1950, kiedy faktycznie miało to miejsce, ale o rok 1899, kiedy to żądanie pojawiło się w programie Partii Państwowoprawnej. Kiedy na samym początku epoki komunistycznej zamknięto szkoły kościelne, spełniło się w ten sposób żądanie Narodowej Partii Pracy z 1925, wspieranej przez ludzi ze środowiska Hradu – wśród nich byli bracia Čapkowie, Ferdinand Peroutka i inni.

            Najpełniej swoje przekonania antyklerykalne sformułowali czescy narodowi socjaliści w latach 1918 (jeszcze przed przewrotem) i 1924. W swoich ówczesnych deklaracjach programowych domagali się m.in.: by religia zniknęła ze szkół; by Kościoły nie mogły prowadzićksiąg metrykalnych; by zlikwidowano stanowisko czeskiego ambasadora w Watykanie; by nie zawierać konkordatu z Watykanem; by państwo miało prawo do nominowania kościelnych dostojników. Domagali się też obniżenia i ostatecznie zlikwidowania państwowego dofinansowania inicjatyw kościelnych a także likwidacji wydziału teologicznego. Chcieli, aby święta państwowe miały charakter wyłącznie narodowy (a nie religijny) i żeby cywilna forma ślubu była obowiązkowa. Jak ulał do dzisiejszej atmosfery pasuje także żądanie narodowych socjalistów z roku 1924, „żeby księża nie panowali nad świeckimi i nie gromadzili majątku“ (inspiracja: Cztery artykuły praskie).

            W tym samym okresie partia ta lamentowała, że kwestia kościelna w nowej Republice nie została do tej pory rozwiązana i kręgi klerykalne zwiększają rzekomo w nieskończoność swoje mocarstwowe żądania... Gdyby ktoś wymazał datę i stwierdził, że mowa o dzisiejszym stanowisku części ČSSD, KSČM, ANO czy pana na Hradzie, pewnie byśmy w to uwierzyli.

            Po co o tym wszystkim przypominać? Po to, żebyśmy uświadomili sobie, że antyklerykalizm jest od dawna mocno osadzony w narodzie czeskim. Różne antyklerykalne afekty są obecne w naszej przestrzeni publicznej nawet od półtora wieku – co jest jednym z powodów, dla których nie możemy również oczekiwać, że wygasną one w ciągu szeregu najbliższych lat czy jednej generacji.

            Nie, kościoły nie opustoszały dopiero pod koniec 20. wieku. Rozległe obszary – np. Polabí – były obojętne religijnie już na początku 20. wieku. Inne rejony były wówczas nawet nie tyle obojętne, co explicite antyklerykalne. W roku 1904 Právo lidu tak pisało o znaczeniu socjalistów w Kladnie: „W mieście takim, jak nasze, gdzie zaproszony przez klerykałów arcybiskup boi się pojawić na uroczystościach kościelnych, a przeciwko tym dostojnikom kościelnym, którzy się pojawili, odbywają się burzliwe demonstracje, kościelny dostojnik odprawi swoje ceremonie i ze strachem szybko opuści nasze miasto...“

            Oczywiście można również wskazać na zupełnie odmienne sytuacje. Kiedy w 1987 r. zmarł Karel Plevák, proboszcz w Lidečku, w pożegnalnych kościelnych obrzędach pogrzebowych reprezentowane były m.in. organy państwowe (w osobie nauczycielki) oraz komunistyczny Miejski Komitet Narodowy, a także wszystkie organizacje składające się na Front Narodowy!

            Jednak ogólnonarodowy stosunek do Kościoła kształtowany był raczej przez duże miasta i bogate, zamożne województwa, niż przez małe Lidečko. Wśród nowoczesnych mitów narodowych nie znalazły się te, w których występują księża – budziciele narodu, dzielni  proboszcz Lidic Štemberka, czy katoliccy męczennicy z okresu komunizmu. Zamiast tego, narodowy stosunek do Kościoła kształtują niechętne mu historie o kontreformacyjnym kaznodziei Koniášu, Kościele – podporze tronu i narzędziu germanizacji, czy chciwych prałatach. Dopóki tak będzie, politycy różnych, przede wszystkim lewicowych partii, będą – nie tylko przed wyborami - chętnie płynąć na fali sprzeciwu wobec zafałszowanego obrazu Kościoła. 

 

Przekład: Stanisław Ruczaj

 

Tekst przetłumaczony w ramach projektu „Rola religii w polskiej i czeskiej tożsamości narodowej”, współfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej (konkurs „Forum Polsko-Czeskie na rzecz zbliżenia społeczeństw, pogłębionej współpracy i dobrego sąsiedztwa 2016”.

Polski przekład niniejszego tekstu jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz autora i Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu Forum Polsko-Czeskie na rzecz zbliżenia społeczeństw, pogłębionej współpracy i dobrego sąsiedztwa 2016. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, po warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum Polsko-Czeskie na rzecz zbliżenia społeczeństw, pogłębionej współpracy i dobrego sąsiedztwa 2016.

 

Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Dodatkowe informacje