Václav Benda, Tezy krytyczne do „Idei państwa chrześcijańskiego”

Bardzo trudno jest ściśle sformułować uwagi krytyczne, ponieważ sam komentowany tekst jest mocno niejasny i pozbawiony struktury. Co więcej, sytuację komplikuje fakt, że publikacja w Rozmowach (Rozmluvy 7/87), jedyna, którą obecnie  dysponuję, bardzo skraca pierwotny esej, i to właśnie w miejscach, które są najbardziej kontrowersyjne – np. pomija rozległy fragment poświęcony współczesnym fundamentalistycznym państwom islamskim, który – pomimo formalnego dystansowania się – zdradza pewną sympatię do takich teokratycznych rozwiązań, lub fragment o szczegółach przyszłego „chrześcijańskiego” ustroju, obejmujących m.in. przymus pracy, włącznie z książką pracy i surowymi karami dla „pasożytów” (dodam, że nawet twarde reguły średniowiecznego państwa stanowego w pełni respektowały istnienie „nie biorących udziału i niechętnych do wzięcia udziału” - Cyganów i  Żydów, aktorów, komików i trubadurów, wędrownych studentów, mnichów zakonów żebraczych i żebraków; chociaż ludzie ci nie mieli prawie żadnych praw, przywilejów i fruktów oraz odpowiadającego im znaczenia społecznego, mimo to byli zwolnieni z obowiązków wobec społeczeństwa i cieszyli się różnymi swobodami daleko przekraczającymi możliwości współczesnych liberalizmów).

Niemniej jednak pokuszę się o uwagi krytyczne, jeśli się uda, uszeregowane pod względem wagi:

1)           Jako laik nie czuję się kompetentny, aby korygować przykładów historycznych w pracy historyka profesjonalisty. (Niemniej jednak: czy naprawdę liczba ofiar terroru jakobińskiego w ciągu jednego roku dorównuje mniej więcej liczbie ofiar hiszpańskiej inkwizycji w ciągu 300 lat? Takie porówywanie jest mocno wątpliwe, dopóki jasno nie określi się, jakie kategorie ofiar są brane pod uwagę. Ofiary terroru sądowego jakobinów – mówi się o 4000 ofiar –,  ofiary terrorystycznych działań wojny domowej, czy może ofiary wojny w ogóle? Tak samo w przypadku hiszpanskiej inkwizycji: czy wlicza się, czy pomija trudne czasy rekonkwisty, kiedy to terror inkwizycji miał raczej charakter narodowy i konserwatywny, niż religijny; czy wlicza się, czy pomija okrutne i nieskuteczne pacyfikacje ruchów protestanckich w Holandii; i czy, wreszcie, bierze się pod uwagę podbój Ameryki przez Hiszpanów, o którym nie chcę teraz wypowiadać jednoznacznych opinii, która ma jednak z pewnością na sumieniu miliony ofiar?

 

            2) Skrajnie nieprzekonujące jest upatrywanie dowodów na odwieczną chrześcijańską tolerancję w tym, że po tym, jak Konstantyn najpierw przyjął, a następnie ogłosił chrześcijaństwo religią państwową, trwało jeszcze kilka dekad, zanim definitywnie zakazano kultów pogańskich (a argumentację, że kulty te wiązały się z rytualną prostytucją lub że jeszcze przez jakiś czas tolerowano je w odległych rejonach imperium, uważam za całkiem nie fair).

            3) Uważam koncepcję autora dotyczącą natury i pochodzenia praw człowieka i podstaw demokracji za powierzchowną i tendencyjnie protestancką (zwłaszcza w wyrażaniu podziwu dla amerykańskiej konstytucji z jej „prawem do szczęścia” - prawem, które jest wyjątkowo zwodnicze i w zamierzeniach bezbożne).

 

4)                  Niestety, autor niemal systematycznie sobie zaprzecza. Czasami, na przykład, kategorycznie wyklucza z chrześcijańskiego repertuaru jakąkolwiek formę przemocy czy rozlewu krwi, a nawet podstępu, aby akapit niżej dopuszczać wojenny i policyjny terror (chrześcijańskich) władz i nostalgicznie wychwalać cnoty chrześcijańskich żołnierzy spod Wiednia czy Lepanto.

5)                  Za jeden z najpoważniejszych mankamentów tego tekstu uważam podświadome lekceważenie Słowa kosztem przeszacowania znaczenia faktycznego stanu rzeczy. Bora wizja państwa chrześcijańskiego i demokratycznego z góry akceptuje swoją bezradność i bezbronność wobec wszelkich antydemokratycznych, destrukcyjnych i nihilistycznych propozycji, jednocześnie dopuszczając i domagając się charakterystycznych dla totalitaryzmu działań przeciwko pornografii, rozwiązłości i innym powszednim grzechom lojalnych katolickich obywateli.

 

            6) Sedna nieporozumienia i jedynej istotnej (nie tylko politycznej!) herezji upatruję dopiero w poniższej uwadze. Bor całkiem słusznie powraca do „postulatu państwa chrześcijańskiego, którego prawa odpowiadałyby – tak, jak w średniowieczu – chrześcijańskiej moralności i światopoglądowi”. Ja sam byłbym ostrożniejszy jeśli chodzi o takie kanonizowanie średniowiecza i zwłaszcza sugerowałbym, by bardziej precyzyjnie rozróżniać między tym, co faktycznie głosiły ówczesne prawa (nieliczne, niekompletne i nierzadko barbarzyńskie) a korygującą rolą, jaką odgrywała wobec arbitralności władzy świeckiej niezależna władza religijna. Ale mniejsza o to, interpretację Bora można nawet utrzymać, a średniowiecze nie jest wcale tym najgorszym lustrem, w którym możemy oglądać naszą współczesną, nieszczęsną rzeczywistość. Podobnie, można zgadzać się z tym, że państwo demokratyczne, sprawiedliwe, respektujące prawa i wolności człowieka (co oczywiście nie musí być synonimiczne, w pewnych okolicznościach te aspekty mogą być mniej lub bardziej rozłączne: zob. np. w miarę demokratyczne wprowadzenie hitlerowskiego reżimu czy – odwrotnie – z formalnego punktu widzenia dość problematyczne – zniesienie niewolnictwa w USA) nie musí i nie powinno być państwem słabym, wydanym na pastwę arbitralnej woli każdego, kto zdecyduje się zerwać z tymi sentymentalnymi zasadami polityki. Tak, państwo oparte na tych ogólnoludzkich zasadach (co do których mamy wiarę, że mogą znaleźć pełnię wyrazu dopiero w chrześcijaństwie) ma z pewnością prawo i obowiązek bronić tych zasad i twardo występowąć przeciw ich wrogom (podkreślam, że dla tej i kolejnych uwag jest nieistotne, cz każdy obywatel jest chrześcijaninem, czy chrześcijańie stanowią większość w państwie czy może są tylko mniejszością).

Jednak Bor natychmiast dokonuje smutnego i niewybaczalnego przesunięcia: od państwa, które bezkompromisowo broni swoich humanistycznych wartości, do państwa, które jest gwarantem dobra i jakimś superdozorcą moralnego zachowania swoich obywateli. Do państwa należy rzekomo zduszenie pornografii i prostytucji, wprowadzenie ścisłej cenzury i obowiązku pracy, niedopuszczenie do jakichkolwiek wątpliwości i debaty o podstawowych, niezmiennych zasadach moralnych (bez wątpienia cenzura musiałaby również odrzucić moralnie wątpliwą Jezusową kazuistykę moralną, kiedy to uratował cudzołożnicę przed ukamienowaniem, a zwłaszcza jego frywolną deklarację Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała). Z aprobatą przywołany jest i komentowany sąd Morena:  wolność dla każdego, lecz nie dla złych, nie dla tych, którzy nie znają samodyscypliny, bo by jej nadużyli.

W perspektywie teologicznej, jest to kompletna bzdura. Bóg obdarzył nas wolnością, włączając w to wolność do grzechu i całkowitego odrzucenia jego daru. Nowy Testament podkreśla, że kąkol będzie rósł pośród pszenicy aż do końca, i że nie do ludzkiego sędziego należy oddzielenie ich – zresztą, wielokrotnie powiedziane jest, że nawet najlepsi z nas mają w sobie wiele z kąkolu, i że ostatecznie udzielenie łaski należy do innej instancji.

Z punktu widzenia polityki, jest to pomysł niezwykle niebezpieczny, szeroko otwierający drzwi złej woli i totalitaryzmowi, nawet jeśli w tym wypadku chrześcijańskiemu i katolickiemu (choć corruptio optimi est pessimi). Kto będzie osądzał, co jest złe, a zatem – na co nie powinno być pozwolenia? Bóg osądza nasze serca, ludzie są w stanie osądzić co najwyżej skutki działań, a państwo zawsze będzie skłonne uznać za zło brak lojalności wobec polityki partii rządzącej. Kto będzie decydował, że coś jest pornografią, a coś celebracją piękna dzieła Stwórcy?

            Nie można zaakceptować antyspołecznych i nihilistycznych ideologii, głoszących, że państwo jest tylko „zorganizowaną przemocą” i należy je jak najszybciej wyeliminować (zresztą, ideologie te bez wyjątku prowadzą wręcz do hipertrofii państwa, do objęcia całej ludzkiej egzystencji jego totalitarnym roszczeniem). Nie można też przyjąć liberalnej, minimalistycznej koncepcji państwa jako „zła koniecznego” (zresztą, nawet ta koncepcja zaskakująco szybko prowadzi do ubóstwienia i nadużyć w postaci państwa, które musi być tak gorliwe w egzekwowaniu najbardziej niejasnych wolności i praw, że w końcu łatwo ulega czyjejś złej woli lub, w lepszym scenariuszu, pozbawia większość obywateli prawo do rozumowania i do odróżniania dobra od zła). Państwo jest dobrą i pożyteczną instytucją, bez której nie możemy się obejść, dopóki całkiem nie ulegniemy złu lub nie dopóki nie zastąpi go królestwo Boże. Jednak, jak wszystkie instytucje ludzkie (łącznie z widzialnym kościołem, który również jest ludzką instytucją), ma ono rację bytu i usprawiedliwienie tylko wówczas, gdy nie ulegnie szatańskiej pysze i uszanuje właściwy zakres i porządek swojego działania. Chrześcijanie czasami nie zdają sobie sprawy, że idea wprowadzenia siłą raju na ziemi i wyzwolenia człowieka od jakiejkolwiek władzy zwierzchniej wywodzi się z tego samego źródła, co wyobrażenie o ulepszaniu grzeszników (lub ich eliminowaniu) przez drakońskie prawa, wyobrażenie chrześcijańskiej dyktatury (totalitaryzmu) wprowadzającej żelazną dyscyplinę: jest nim bowiem ten sam bunt przeciwko Stwórcy, to samo pragnienie samowolnego naprawienia niedoskonałości jego stworzenia. Obawiam się, że nawet Bor nie zdaje sobie z tego sprawy.

            Na zakończenie niedokładny cytat z przemyśleń pewnego współczesnego nam Polaka: „Religia chrześcijańska, jeśli chce pozostać sobie wierna, musi głosić porzucenie przemocy. Inaczej jest z cywilizacją chrześcijańską, która zawsze broniła się ogniem i mieczem ”. Uważam te uwagi za bardzo trafne, stanowią też ważne przypomnienie, by nie mylić religii z cywilizacją, a kościoła z państwem.

(1987)


 

Przekład Stanisław Ruczaj

 

Tekst z tomu Noční kádrový dotazník a jiné boje Texty z let 1977-1989 (Praha 2009), przetłumaczony w ramach projektu Dziedzictwo myśli politycznej czeskiej i polskiej opozycji z perspektywy współczesnych kryzysów – zadania publicznego współfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie Forum Polsko-Czeskie 2020. Artykuł wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiona z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

 

Dodatkowe informacje